No i stało się to, co się stało, czyli przez psa bywam tu znacznie rzadziej niż wcześniej. Ale mam wymówkę! W dodatku prawdziwą. To pożeracz czasu, choć przyjemnie spędzanego i na pewno bardziej zdrowo niż przed telewizorem. Jednak zawsze, gdy pojawia się jakieś czasochłonne zajęcie, jest to kosztem czegoś innego. W tym wypadku ucierpiał mój blog.
Piesio jest jednak słodki, choć potrafi też wkurzyć, kiedy wytarza się w …. Ci, co mają psa, wiedzą w czym… Sylwestra udało nam się „przeżyć” w miarę spokojnie. Był spacerek po 20:00 (ale nie o pełnej godzinie, bo wtedy też było słychać wybuchy), jak jeszcze nie strzelali. A nocny, z północy, kiedy to zwykle wychodzi, przenieśliśmy na 2:00, gdyż o tej porze już chyba wszyscy padli. Przynajmniej ci strzelający.
Mój rejestrator aktywności obliczył, że w tym roku przeszliśmy z pieskiem ponad 1.600 km 🙂 Nie wiem jak to się odbija na mojej kondycji, ale na wadze nie bardzo. Rozumiem, że kaloryfera nie mam, bo to nie ten rodzaj aktywności, ale umięśnionych nóg też nie. Waga stoi. Albo za dużo jem, albo aktywność to lipa. W sensie musiała by być może bardziej intensywna, żeby tętno podbić, a nie takie dreptanie. Dobry humor za to idzie w górę 🙂
Na spacerki chodzi ze mną czasem koleżanka z córeczką, bo stwierdziła (koleżanka, a nie jej córcia), że brakuje jej ruchu. Mała ma radochę jak może na spokojnych odcinkach trochę potrzymać psa, a pies wtedy wyraźnie mniej ciągnie, więc się dogadują. Przy okazji rozwiązała problem: „mama, ja chcę psa”, którego jako alergiczka nie powinna mieć w domu, a na świeżym powietrzu jej nie szkodzi. Takie przyłączenie się do kogoś na spacery to super rozwiązanie nie tylko dla alergików, ale także dla zapracowanych rodziców, którzy po prostu nie powinni brać zwierzaka do domu.
Ostatnio koleżanka też zaczęła zliczać sobie aktywność na wspólnych spacerach. Poleciłam jej kijki, żeby połączyć to z nordic walking. Zobaczymy co z tego wyjdzie.