Ukierunkować się

Niesamowite jest to, że prowadzę tego bloga już od 9 lat… Nie sądziłam, nie zakładałam, że to będzie „projekt” tak długoterminowy. Sama nie wiem czy powinnam być dumna z mojej wytrwałości, nawet jeśli wpisy nie pojawiają się tak często, jak pewnie powinny, czy też powinnam żałować, że w tym czasie nie zrobiłam czegoś… pożyteczniejszego. Mogłam np. poduczyć się jakiegoś języka, przygotować plan wycieczki, przesadzić kwiatki, wybrać się na spacer.

Pytanie pozostanie otwarte: czy warto prowadzić tego typu bloga, gdy w sieci funkcjonuje tyle stron?

A jeśli tak, to może powinien on stać się blogiem tematycznym? Może zamiast opisywać swoje okruchy życia, swoisty pamiętnik, powinnam skupić się na jakiejś konkretnej dziedzinie… życia? wiedzy?

Zdecydowanie muszę przemyśleć temat, w którą stronę się ukierunkować.

Aktywność z psem c.d.

No i stało się to, co się stało, czyli przez psa bywam tu znacznie rzadziej niż wcześniej. Ale mam wymówkę! W dodatku prawdziwą. To pożeracz czasu, choć przyjemnie spędzanego i na pewno bardziej zdrowo niż przed telewizorem. Jednak zawsze, gdy pojawia się jakieś czasochłonne zajęcie, jest to kosztem czegoś innego. W tym wypadku ucierpiał mój blog.

Piesio jest jednak słodki, choć potrafi też wkurzyć, kiedy wytarza się w …. Ci, co mają psa, wiedzą w czym… Sylwestra udało nam się „przeżyć” w miarę spokojnie. Był spacerek po 20:00 (ale nie o pełnej godzinie, bo wtedy też było słychać wybuchy), jak jeszcze nie strzelali. A nocny, z północy, kiedy to zwykle wychodzi, przenieśliśmy na 2:00, gdyż o tej porze już chyba wszyscy padli. Przynajmniej ci strzelający.

Mój rejestrator aktywności obliczył, że w tym roku przeszliśmy z pieskiem ponad 1.600 km 🙂 Nie wiem jak to się odbija na mojej kondycji, ale na wadze nie bardzo. Rozumiem, że kaloryfera nie mam, bo to nie ten rodzaj aktywności, ale umięśnionych nóg też nie. Waga stoi. Albo za dużo jem, albo aktywność to lipa. W sensie musiała by być może bardziej intensywna, żeby tętno podbić, a nie takie dreptanie. Dobry humor za to idzie w górę 🙂

Na spacerki chodzi ze mną czasem koleżanka z córeczką, bo stwierdziła (koleżanka, a nie jej córcia), że brakuje jej ruchu. Mała ma radochę jak może na spokojnych odcinkach trochę potrzymać psa, a pies wtedy wyraźnie mniej ciągnie, więc się dogadują. Przy okazji rozwiązała problem: „mama, ja chcę psa”, którego jako alergiczka nie powinna mieć w domu, a na świeżym powietrzu jej nie szkodzi. Takie przyłączenie się do kogoś na spacery to super rozwiązanie nie tylko dla alergików, ale także dla zapracowanych rodziców, którzy po prostu nie powinni brać zwierzaka do domu.

Ostatnio koleżanka też zaczęła zliczać sobie aktywność na wspólnych spacerach. Poleciłam jej kijki, żeby połączyć to z nordic walking. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Na razie kupiła tylko córce wygodne buty profilaktyczne, żeby przy okazji leczyć jej koślawość.

Aktywność z psem

No może rok się jeszcze nie kończy, ale dziś kończą się wakacje, a to zawsze kojarzy się z zimnem i zbliżającym się końcem roku. A dlaczego o tym piszę? Bo jakoś się zagapiłam. Wydawało mi się, że niedawno coś pisałam, a to było w styczniu!

W tym roku piesek całkowicie pochłonął mój wolny czas. Co prawda nie lubi bardzo długich wycieczek, ale lubi takie godzinne spacery, najlepiej z 4 razy dziennie, więc jest to nieźle angażujące, nawet jeśli wymieniają się osoby chodzące na spacery i nawet jeśli dostosuje się je do możliwości właścicieli a nie chęci psa. Właściwie jedynie w czasie upałów nie miał ochoty wychodzić nigdzie daleko ani na długo. Przypuszczam, że najzwyczajniej parzyły go łapki na rozgrzanym chodniku.

A o tym, że sporo z nim chodzę świadczy choćby apka, którą ściągnęłam i zainstalowałam z czystej ciekawości, aby sprawdzić ile to się chodzi z pieskiem. Nie włączam jej za każdym razem, bo czasem po prostu nie mam wolnej kieszeni na komórkę. Ale z tych spacerów, które zarejestrowałam wyszło, że razem przeszliśmy już ponad 1.000 km od początku roku! Myślę, że wynik jest naprawdę niezły. Nie spodziewałam się, że pies to takie wyzwanie i tak mnie „rozrusza”. Jeśli ktoś ma problem ze zmuszeniem się do wyjścia z domu – polecam adopcję psa. Oczywiście pod warunkiem, że: nie ma alergii i ma czas się nim zajmować, żeby to nie była chwilowa zachcianka.

Tym, którzy nie wiedzą czy powyższe warunki im „leżą” polecam jakąś apkę do wyprowadzania psów. Na pewno takie są 😉 W dodatku są bezpieczne dla zwierzaków, które nie doznają krzywdy od niezbyt odpowiedzialnego pańcia 😉

Nie piszę: „jak czas pozwoli”, lecz „jak pies pozwoli” to będę częściej opisywać co się u mnie dzieje, albo raczej co się u nas dzieje, bo pies potrafi zmienić życie tak jak dziecko 😉 I jedno stworzenie i drugie są bardzo absorbujące.

Pies i pisanie cv

Nawiązując do poprzedniego wpisu – mam psa 🙂 Ślicznego, słodkiego dwulatka, który co prawda przez pierwszy miesiąc sprawiał trochę problemów, ale już się u nas zaaklimatyzował, przyzwyczaił, zaakceptował zasady, itd. Minął mu też stres związany z adopcją. Coraz mniej rzuca się na jedzenie – wie, że nikt mu z miski nie będzie wyjadał, chociaż żarłok z niego niemały. Zje niemal wszystko. Trzeba go też pilnować na spacerach, bo jak coś wyniucha to też pożre, a zdarzały się w okolicy zatrucia psów.

Cóż poza tym? Zastanawiam się nad dodatkową pracą. Ceny rosną kosmicznie, także smaczków dla pieska 😉 Co gorsze rosną też rachunki za media i raty kredytów. Skądś te pieniądze trzeba wziąć. Dobrze byłoby trochę dorobić. Przeglądam właśnie wzory cv. Muszę dostosować je do własnych potrzeb, doświadczeń, szkół i rozesłać do co najmniej kilku firm. Na szczęście w mojej branży ofert nie brakuje, chociaż nie wiem czy teraz nie zrobią się mniej atrakcyjne. Przynajmniej zorientuję się w temacie. To też istotne.

Przeraża mnie trochę ta ilość zachorowań, bo wystrzeliła bardziej niż inflacja. Zapewne dzięki niefrasobliwości wielu ludzi. Tam, gdzie miesza się ich najwięcej, czyli np. w komunikacji miejskiej mało kto nosi maseczki, a kaszle, kicha i prycha wielu. Jakiekolwiek bakterie czy wirusy by nie rozsiewali, to rozsiewają. Świadomie i z premedytacją, można by rzec. I nie ma na nich sposobu, bo jaki jest na głupotę? Jeśli to możliwe, lepiej trzymać się z daleka od takich miejsc.

Cieszę się, że styczeń powoli się kończy, że dzień się wydłuża, że coraz bliżej do wiosny i ciepełka. Przy okazji coraz bliżej do słonecznych dni, które w końcu muszą nadejść. Póki co ten rok jest bardzo „chmurzasty”. Na palcach jednej ręki można by policzyć słoneczne dni.

Dobra, kończę, bo trzeba dokończyć pisać cv i wyjść z pieskiem na spacerek 🙂 To świetny motywator do większej aktywności i przeciwdziałania słodkiemu lenistwu. Nie odpuści spacerku, gdy będzie wiedział, że już nadchodzi jego pora 😉

Podjąć decyzję

Zazwyczaj nie mam problemu z decyzyjnością. Teraz trafiłam na temat, nad którym waham się i zastanawiam od kilku miesięcy. Chciałabym adoptować zwierzę ze schroniska. Po długich dyskusjach wyszło, że część rodziny wolałaby lub doradza (dalsza rodzina) psa, część suczkę, część kota (lub kotkę). Ech, a że na mnie ma spocząć obowiązek opiekuńczy, więc ja mam ostatnie słowo i doprawdy nie umiem się zdecydować.

Stanęło na tym, że odrzuciłam koty. Waham się jednak pomiędzy psem i suczką, a nawet pomiędzy wielkością i wiekiem. Co prawda najbardziej typuję średniaki, ale widziałam też kilka fajnych włochatych maluszków. Myślałam o psie – nie szczeniaku, ze względów wychowawczych, ale też niezbyt leciwym, żeby go szybko nie stracić. Także jakieś wskazówki mam.

Chyba powłóczę się po prostu po schroniskach licząc na szczęście, że jakiś piesek lub suczka wpadnie mi w oko i od razu go/ją zabiorę. Tym bardziej, że zbliża się chłodny okres i dla takiego pieseczka to też będzie dobre, żeby zamienić chłodny kojec i budę na ciepły domek i kanapę 🙂

A przed nami długi weekend…. Może uda się ogarnąć temat w tym czasie… 🙂 Muszę w końcu podąć jakąś decyzję.

Wnioski i plany

Urlop w agroturystyce minął jak z bicza strzelił. Choć jeździłam konno, to z bicza nie strzelałam, koń nie musiał się obawiać. Chociaż pewnie, gdybym spróbowała, to większe prawdopodobieństwo, że zrobiłabym sobie krzywdę niż jemu. Co prawda tych jazd nie było tak dużo jak myślałam, ale były. Mniej ich było dlatego, że w pobliżu jest sporo szlaków kajakowych, więc niemal codziennie pływaliśmy. A jak nam się pływanie znudziło, to wychodziliśmy na jakiś piękny kawałek łączki czy plaży i opalaliśmy się lub jedliśmy. Coś wspaniałego. Polecam każdemu. Tym bardziej, że trafiała nam się piękna pogoda.

Przed wyjazdem była taka sobie i nie wierzyłam w nagłe ocieplenie. Napchałam sporo ciepłych i przeciwdeszczowych rzeczy, które okazały się całkowicie zbyteczne. Nie, żebym żałowała. Rozpakowałam je po powrocie bez narzekania. Pogoda zresztą pogorszyła się już kilka dni po naszym powrocie, można więc powiedzieć, że trafiliśmy na wyjątkowe okno pogodowe.

Od jutra ma się za to znowu robić ciepło. Koleżanka wyciąga mnie w sobotę na dłuższą przejażdżkę na rowerze. Chcemy podjechać do Leśnicy i stamtąd są dwa plany. Plan A jest przewidziany na ładną pogodę i to nie tylko w dniu wyjazdu, ale i wcześniej. Z Leśnicy prowadzą podobno ścieżki rowerowe do Parku Krajobrazowego Doliny Bystrzycy i po samym parku. Chętnie bym się tam wybrała, ale pod warunkiem, że te ścieżki nie będą zabłocone. Patrząc na to co się dziś dzieje za oknem, mam poważne obawy czy wyschną.

Plan B to jazda po Wrocławiu, ale w jego pięknej, zielonej części pomiędzy stawami na Stabłowicach i Maślicach, na Lotnisko Szymanów, albo do Lasu Pilczyckiego. Chętnie zaobserwowałabym żurawie zbierające się do odlotu. Już powinny się gromadzić. Mam nadzieję, że nie jest to mocno uczęszczana droga, zwłaszcza w weekendy. Dawno nie byłam w tamtej okolicy, która podobno mocno się rozbudowuje, szczególnie Stabłowicka. Zresztą nic dziwnego, to prawdopodobnie najładniejsza część Wrocławia. Chętnie sama bym się tam przeprowadziła.

Urlop w agroturystyce

W miejscowościach wypoczynkowych robi się tłok, dlatego w tym roku wybrałam mniej uczęszczane tereny. I agroturystykę. Będę pływać kajakiem i uczyć się jeździć konno. No i spacerować po lesie. Myślę, że to będzie coś innego i przyjemnego. Nie potrafię wypoczywać w tłoku i hałasie wytwarzanym przez wypoczywających z głośnikami, raczącymi bogu ducha winnych innych wypoczywających swoimi ulubionymi utworami; albo przez wrzeszczące gromady dzieci.

I nie przemawiają do mnie ani argumenty, że dzieci muszą się wyszaleć, ani że teraz dzieci wychowuje się inaczej niż kiedyś. To jak się wychowuje, albo puszcza samopas i niczego nie uczy to wina nieudolnych, albo leniwych rodziców, często przekrzykujących się razem z dziećmi. Podziękuję więc za takie sąsiedztwo.

Dwa dni chcę przeznaczyć także na zobaczenie lokalnych atrakcji i zwiedzanie miast i miasteczek, czyli na taką objazdówkę w sumie… Mam nadzieję przywieźć ze sobą mnóstwo pozytywnych wspomnień i dobrej energii. Nie żebym zupełnie uciekała od ludzi i alienowała się z powodu pandemii czy przyzwyczajenia. W moich wakacyjnych planach jest także miejsce na udział w koncertach. Bardzo mi tego brakowało w ostatnim czasie. Teraz będę nadrabiać zaległości.

Przed Dniem Matki

Maj się powoli kończy, a dni naprawdę ciepłych w tym roku jeszcze nie było… Ani razu nie wyszłam z domu w koszulce z krótkim rękawem. Rzadko kiedy temperatura oscyluje w granicach 15-19 stopni Celsjusza, a jeśli nawet tyle wynosi, to towarzyszy jej silny i zimny wiatr. Nie pamiętam już tak zimnego roku. Kiedy jeżdżę na rowerze, biorę z sobą rękawiczki, bo zawsze kiedy wracam mam zmarznięte dłonie. Pandemia wśród ludzi, pandemia zimna w przyrodzie.

Nawet drzewa i krzewy rozwijają się i kwitną jakoś niemrawo. Żywność już zdrożała, a pewnie na skutek tego zimna zdrożeje jeszcze bardziej. Na południu występują podtopienia – to akurat robi się już standardem od kilku lat. Pewnie druga fala ulewnych opadów przyjdzie – także tradycyjnie – w lipcu.

Trudno zaplanować urlop. Za granicę raczej się nie wybiorę, a w kraju może być zimno. I na pewno będzie tłok. Hmmm…. Może jednak gdzieś wyjadę.

W tym tygodniu Dzień Matki. Chcę mojej zrobić niespodziankę i odwiedzić ją bez zapowiedzi. Ostatnio rzadko tam bywam. Tak jakoś co weekend dziwnie się składa, że nie wychodzi. Myślę, że taka „niespodziewanka” jej się spodoba. A tymczasem wracam do pracy, bo w środę, jak już pisałam, chcę wziąć urlop 🙂 Rano będzie pieczenie ciasta, a popołudniu odwiedziny.

Miłego dnia 🙂

Przeszkody i ułatwienia

Coraz częściej spotykam się z covidowym szaleństwem; z dziwnymi przeszkodami stawianymi nie wiadomo po co. Bo jak inaczej nazwać sytuację, kiedy dzwonię do przychodni umówić się do lekarza. Mówię, że chcę zrobić zalecane badania profilaktyczne i trafiam na mur, bo zalecane są teleporady. No i w rozmowie jak lekarz stwierdzi, że powinnam przyjść to powie. Ja wiem, że medycyna zaszła daleko, ale raczej nie aż tak, żeby dało się pobrać próbki telefonicznie…

Kolejny absurd to odwołana matura próbna u siostrzeńca. Odwołana, bo w tym czasie nauczyciele się szczepią… A że wszyscy trąbią, że Astra Zeneca ma dużo skutków ubocznych i po szczepieniu wielu nauczycieli musi kilka dni poleżeć w łóżku, więc nauczyciele z jego szkoły postanowili uwzględnić od razu swoją absencję i odwołali matury próbne. Szczerze współczuję uczniom matury ostatecznej. No chyba, że wtedy będzie druga dawka i też odwołają 😉

Żeby nie było, że tylko narzekam, to dodam jeszcze, że dostrzegam też dużo ułatwień. Przez lata wiele osób sugerowało, że mnóstwo spraw urzędowych da się załatwić zdalnie, ale przepisy nie pozwalały. I było kuriozum w postaci konieczności wzięcia dnia wolnego z pracy na załatwianie spraw urzędowych, bo urzędy dłużej nie są czynne niż inne zakłady pracy. Teraz okazało się, że można inaczej.

Zapewne przełoży się to także na rynek i ceny. Bo po co na przykład brać księgowego z miejscowości zamieszkania, czy tam najbliższej okolicy, skoro można na drugim końcu Polski znaleźć innego, ze stawką często nawet o 50 procent niższą? Przecież teraz i tak wszystko przechodzi zdalnie. Wcześniej też – większość, ale aktualnie to już chyba wszystko. Będąc np. w Jeleniej Górze można sprawdzić biura rachunkowe w Olsztynie i nie ma przeszkód, żeby zlecić księgowość tamtejszej firmie.

Bez względu jednak na przeszkody i ułatwienia, faktem jest, że idzie wiosna. Jak widać po adresie strony – moja ulubiona pora roku 🙂 Cieszy mnie to niezmiernie. Żyć się chce, a do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze tylko temperatury powyżej 15 stopni Celsjusza i przesunięcia zegarków.

Prawie Sylwester

Od 5 dni trwają szczepienia na covida. Na razie dla branży medycznej oraz „opiekuńczej” w dps-ach. Wkrótce mają ruszyć szczepienia w wojsku. A reszta póki co patrzy i analizuje. Szczepienia są dobrowolne, więc pytanie: jaki procent lekarzy/ek, pielęgniarzy/rek czy ratowników/czek zdecyduje się na szczepienie? To w końcu oni są najlepiej doinformowaną branżą, więc jak tam nie będzie dużego zainteresowania to co dopiero gdzie indziej…

Zobaczymy też jak to będzie przebiegać w wojsku, które jak wieść niesie waha się (znaczy dowództwo) czy to na pewno powinno być dobrowolne. I już słychać o naciskach i ograniczeniach dla tych, którzy się nie chcą zaszczepić.

Pożyjemy, zobaczymy. Pewnie i tak o skuteczności akcji szczepień lub jej braku, będziemy mogli rozmawiać za jakieś pół roku.

Tymczasem cieszmy się z tego, że wydłuża nam się dzień, więc wszystko zmierza ku lepszemu 🙂 Szczęśliwego Nowego Roku i miłego Sylwestra. Ostatecznie może być przyjemny, nawet gdy się go spędza w mniejszym gronie 🙂