Obudzić się

Jakoś nie mogę się ostatnio dobudzić. To „ostatnio” trwa już dość długo, bo chyba od początku grudnia. Wtedy zwalałam wszystko na pogodę – pochmurną, przygnębiającą, na coraz krótszy dzień i przemęczenie. W okresie świąteczno – noworocznym odpoczęłam, wyspałam się, ale nadal mam problemy z obudzeniem się.

Co prawda – z przyzwyczajenia – dość późno się kładę, ale przez lato i jesień mi to nie przeszkadzało. Na szczęście pochmurnych dni mamy coraz mniej, dzień się wydłuża i ta świadomość dobrze na mnie działa, mimo że jest to na razie nieodczuwalne, ale spać się chce. Wczoraj omal nie zasnęłam ćwicząc, a to już coś. W sensie – coś bardzo dziwnego.

Dzisiaj wymyśliłam sobie eksperymenty z dietą. Zamierzam jeść więcej owoców, bo zawsze działały na mnie pobudzająco. Herbatę zastępuję sokami. Tak, wiem, soki są słodkie, więc niekoniecznie sprzyja to sylwetce, ale jakoś trzeba się ratować 😉 Łagodne dania (w których zwykle gustuję), przyprawiam ostrymi przyprawami i sosami. Na śniadanie awokado posypałam przyprawą Harrisa, na obiad do gulaszu dodam sos sambal. A na kolację wypiję sobie sok pomidorowy ze szczyptą chilli. Od zawsze słyszę, że takie przyprawy pobudzają, liczę więc na szybki efekt.

Do tego co najmniej półgodzinny spacerek po pracy. Jest chłodno, więc powinien podziałać orzeźwiająco. Oczywiście pod warunkiem, że nie trafię na jakieś smogowe zadymienie… Poszłoby się na rower, ale na taką ekstrawagancję chyba się nie zdobędę 😉 Nie mam odpowiednich ciuchów i butów, a już przerabiałam to jak szybko można się na rowerze wychłodzić.

Nie chciałabym za to zwiększać ilości kawy, bo to też droga donikąd. No i nie chcę poprawiać sobie nastroju zakupami, bo mam poświąteczny kryzys finansowy 😉 Ale co tam, i tak wyprzedaże to kit. Nie wspominając już o tym, że właściwie niczego nie potrzebuję, więc byłby kolejny zbędny wydatek.

W sumie to zgodzę się z większością społeczeństwa: aby do wiosny. I oby przyszła w tym roku szybko i była piękna, słoneczna, pachnąca kwiatami 🙂