Książki na wakacje

W te wakacje mam ambitny plan nadrobienia czytania książek, których sporo nakupiłam w ciągu roku, sporo też dostałam, ale niestety czasu zabrakło na ich przeczytanie. Co prawda zwykle czytuję coś przed snem, ale niewiele, bo wyjątkowo szybko zasypiam. Zaczynam (a raczej zaczęłam już) od Miłoszewskiego, później przyjdzie pora na Chmielewską 🙂 bo nie mogłam się oprzeć ostatniej serii, następnie będzie Dostojewski, no i Tolkien (chyba, że coś zmienię nie mogąc się go doczekać). W międzyczasie czytamy z Dzieckiem, które co prawda nie jest już małe, ale tradycja wspólnego czytania nam pozostała. Zaplanowaliśmy więc IV i V część „Baśnioboru” i „Podróż do wnętrza Ziemi” Verne’a. Niby niewiele, ale książeczki dość obszerne.

Polecam. Cudnie tak posiedzieć na świeżym powietrzu i poczytać 🙂

Plany wakacyjne

Już połowa czerwca, a ja jestem zupełnie nieogarnięta z planami wakacyjnymi. Co prawda K. ma już zaklepane miejsce na kolonii i wpłaconą zaliczkę, ale muszę dopłacić pozostałą kwotę, a tym razem, wyjątkowo, nie uzbierałam jej w ciągu roku. Nie lubię opłacać wszystkiego z bieżącej wypłaty, bo później pasa trzeba zaciskać, dlatego zwykle odkładam coś przez cały rok. Tym razem było sporo dodatkowych wydatków, więc nie odłożyłam, albo raczej to co odłożyłam, poszło na inne cele. Trzeba będzie wyłożyć ot tak sobie, więc o skorzystaniu z wyprzedaży ciuchów i butów mogę w tym roku zapomnieć. Tym bardziej, że nie odłożyłam też nic na wyjazd na urlop. Co więcej, nie zrobiłam nawet rezerwacji. Zapowiadają się więc wakacje ze sporymi wydatkami. Trzeba będzie poskromić swoje zapędy do wydawania nadprogramowych kwot i zacząć się bardziej racjonalnie żywić, żeby nie popaść w debety. Sama nie wiem jak to zrobię… Najwyżej skrócimy wyjazd na urlop i wyskoczymy np do rodziny, która sama się naprasza o odwiedziny od dłuższego czasu. Mamy kuzynostwo, które mieszka przy lesie (pełnym grzybów – to atrakcja dla mnie), w pobliżu jeziora (to atrakcja dla Chłopaków). Jej mąż i chłopcy uwielbiają wędkarstwo, a moi co jakiś czas wspominają, że mają ochotę powędkować, więc mieliby okazję się nauczyć/odświeżyć umiejętności – w zależności od tego o którego chodzi. Później moglibyśmy zabrać jej chłopaków do nas np na 2 tygodnie, żeby K. miał się z kim bawić. Dla nich to też byłoby coś nowego. Możemy też wyskoczyć do rodzicieli w góry. Zawsze to zmiana klimatu. Możliwości wyjazdów wakacyjnych na szczęście jest sporo. Może uda się nie „popłynąć” z wydatkami.

W pracy

Przerwa na drugie śniadanko 🙂 Ostatnio wdrażając plan oszczędnościowo – dbający o linię zrezygnowałam z kupowania drugiego śniadania w sklepie na dole. Raz, że zawsze za dużo wszystkiego nakupiłam, ze szczególnym uwzględnieniem słodyczy, a dwa że za często w ramach eksperymentów kulinarnych kusiłam się na rzeczy nietanie. Skutkiem tego, jadłam drugie, trzecie i czwarte śniadanie, czyli łakocie do kolejnych kawek, obwód się powiększał nieubłaganie, a kasa na koncie pomniejszała. Postanowiłam zatem postawić na kanapki. Dziś mam z sałatą, żółtym serkiem i ogórkiem. Mniam. Co prawda organizm przyzwyczajony do słodyczy domaga się cukrów, ale dzielnie z tym walczę 🙂 Ostatecznie wkrótce (biorąc pod uwagę tempo utraty wagi) urlop i trzeba będzie się ubrać w skąpe łaszki, więc nadmiar wałeczków jest niewskazany.

Dziś o mało co zawału nie zaliczyłam. Wdrapałam się na krzesło, żeby ściągnąć z szafki na górnej półce segregator. Pech chciał, że wszystko było upakowane tak ciasno, że nie mam pojęcia jak to się stało, że się meblościanka nie rozlazła. Pewnie tylko dlatego, że obok stały następne. Szarpnęłam mocniej i ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie tylko całość nie jest przymocowana do ściany, ale nawet nie jest skręcona z innymi meblami. Przechylił się na mnie cały segment i tylko cudem jakimś udało mi się go popchnąć z powrotem, przy okazji dbając o to, żeby mi krzesło nie odjechało, bo u nas tylko są biurowe, na kółkach… Głupia byłaby to śmierć zginąć w pracy przygnieciona toną segregatorów i meblem. Może na filmie wyglądałoby to śmiesznie, ale w rzeczywistości raczej nie. Przynajmniej nie dla mnie, bo oczywiście zespół usłyszawszy to, najpierw się wystraszył, a później wybuchnął śmiechem… A ja doszłam do wniosku, że za takie poświęcenie i narażanie się za mało zarabiam. Chyba poszukam jakichś wzorów cv i porozsyłam. Oj przydałaby się praca lepiej płatna i bliżej domu…

Piękny luty

Tegoroczny luty jest bardzo piękny. Może niezbyt ciepły, ale słoneczny i można powiedzieć, że powiewa wiosną. A najładniej wygląda przez okno. Co prawda nie można jeszcze sobie pozwolić na zostawienie uchylonego okna na dłużej, żeby nie wychłodzić mieszkania, a tym bardziej na spanie przy otwartym oknie, ale na wywietrzenie bez obawy o kwiatki stojące na parapetach, już tak. Taka pogoda sprzyja też lepszej figurze, bo nie ma się tak ochoty na porządne, tłuściejsze posiłki charakterystyczne dla zimowej aury i słodycze. Więcej się ruszamy i to nie tylko na wyprawach po zakupy, choć i owszem wiosenne kolekcje w sklepach kuszą, zwłaszcza butów i sukienek (przynajmniej mnie). Co dziwne, przeważnie wszystko to ląduje w szafkach i jest używane sporadycznie, a na co dzień wybieram praktyczne jeansy, ale jakoś lepiej się czuję, jak mam wybór. Już nie mogę się doczekać zielonych pąków na drzewach (wiem, wiem, jeszcze luty, a i marzec lubi zaskoczyć zimnem), ale jakoś tak mam, że jak już można wysuszyć pranie na dworze, to oznaka, że jest ciepło i zaczyna się wiosna, a że ostatnio suszyłam i wyschło, więc teraz oczekuję na zieleninę. Zimowe olejki eteryczne, oparte na cynamonie, zamieniłam na wiosenne, świeże, kwiatowo – owocowe. Dom więc przygotowany do wiosny. Jeszcze tylko okna muszę przetrzeć po zimie, ale to może jutro, jeśli pogoda się nie zmieni. Nie mogłam się powstrzymać przed kupieniem narcyzów i hiacyntów w doniczkach, choć wiem, że długo nie wytrzymają, a te, które teraz kwitną będą miały przez rok czy dwa zaburzony proces kwitnienia. Trzy lata temu też tak nakupiłam, przesadziłam później do ziemi i w zasadzie się przyjęły, tyle że kwitły długo nie wtedy, kiedy powinny. Jest pięknie 🙂

Orkiestra

Pierwszy raz odkąd gra Orkiestra, nie dorzuciłam się do akcji… Aż niesamowite to. Nie żebym miała coś przeciwko nim. Wprost przeciwnie. Od początku popieram akcję, choć odczuwam swoisty dyskomfort, że społeczeństwo musi robić zrzutę na rzeczy, które powinno kupować państwo z niemałych w końcu składek. Zresztą moje dziecię leżało kiedyś w inkubatorze z serduszkiem. Tym razem się nie dorzuciłam, bo po prostu tak mi jakoś dzień minął. Wstałam rano; tu powinien być śmiech; no to się przyznam, że to rano to było lekko przed południem. Mała sobotnia imprezka i już człowiek rano się podnieść nie może. A że rodzina też nie zawiodła i sobie pospała nie krzątając się po domu, to i nie było czynnika budzącego. Miałam się pospieszyć i zdążyć do kościoła na 12:30, ale tak jakoś było smętnie na dworze, że postanowiłam to odłożyć na wieczór. Wiatr gwizdał przez rozszczelnione okna, musiałam je domknąć, deszcz padał: ciemno, zimo i ponuro. Przesiedziałam w piżamie cały dzień i wciągnęłam książkę. Do kościoła rzeczywiście wybraliśmy się wieczorem i ku mojemu zdumieniu okazało się, że nie spotkałam po drodze żadnego wolontariusza. W zasadzie nie dziwię się im, że się gdzieś schronili, albo o tej porze dali sobie już spokój, bo wiało niemiłosiernie. Marzy mi się licytacja złotego serduszka, ale jak słyszę jakie ceny osiągają na aukcjach, to z przykrością stwierdzić muszę, że nie stać mnie na nie i niestety pewnie jeszcze długo stać nie będzie. Ale może kiedyś… Życie jest nieprzewidywalne, więc może akurat będzie mi sprzyjać na tyle, że kiedyś je wylicytuję 🙂

Jesień i remont drogi

Jesień już w pełni, z drzew opadają suche liście. Jadąc za miasto, „podziwiać” można tylko ciemne, puste, przeorane pola, a na nich setki ptaków, korzystających z wykonanych prac rolniczych. Na dworze ponuro, pochmurnie, deszczowo. Rano krajobraz spowija mgła. Zaczęło się ochładzać. Pewnie niedługo pojawią się jakieś nocne przymrozki. Aż chciałoby się powiedzieć: idealny czas, żeby rozpocząć… roboty drogowe 🙂

I tak się właśnie stało u nas. Po kilku latach starania się o nową drogę, otrzymaliśmy wiosną odpowiedź, że droga będzie robiona latem i zostanie skończona do końca wakacji. W planowym czasie nic się nie działo, aż nagle dziś… przyjechali robotnicy i nieco ospale (co można usprawiedliwić pogodą), zabrali się za remont. Oj, wydadzą trochę na leki, bo pogoda dziś pod przysłowiowym psem. Ale u nas zawsze tak jakoś nie po kolei i wbrew naturze. Dwa lata temu, w czasie mrozów robotnicy na kolanach układali kostkę na drodze obok naszego osiedla. Może jakaś mądra głowa oceniła, że latem jest za gorąco na tego rodzaju prace… Ja w każdym razie się cieszę, że w końcu będzie można spokojnie wyjechać z domu na rolkach, bez obawy wywrotki na dziurze czy nierówności.

A przygotowując się do zimy, ostatnio dokładnie i z wielkim poświęceniem nawoskowałam samochód, zlałam na wszelki wypadek letni płyn do spryskiwaczy i wlałam zimowy. Zastanawiam się też nad wymianą akumulatora, żeby nie mieć pewnego poranka niemiłej niespodzianki, bo mój staruszek już trochę ciężko zipie, a do domu na noc nie będę go nosić. Słyszałam, że niezłe są akumulatory Moll, więc może zdecyduję się na zakup takiego… Zobaczymy.

Rower

Jakiś czas temu pisałam, że ukradli mi rower i że może udałoby się go znaleźć na jakimś policyjnym parkingu. Niestety nie jest to takie łatwe, jak by się mogło wydawać. „Od ręki” nie pokazują co tam mają, trzeba wszcząć postępowanie, sprawdzić, itd. Poza tym policyjnych parkingów w kraju pełno, a bazy rowerów, które tam mają brak.

W ogóle nasze komisariaty wyglądają okropnie. Oj nie dba minister o policję.

Upały

W zeszłym roku o tej porze było bardzo zimno i deszczowo. Dziś upały. Co ciekawe, mimo ciepłej zimy (u nas śnieg leżał niecały tydzień i tyle tylko trwały mrozy) prawie wcale nie ma komarów, w przeciwieństwie do zeszłego roku, kiedy to nie można było wieczorem posiedzieć na ogródku, bo się chmary na człowieka rzucały (a zima tamtego roku była długa i mroźna). Nie sprawdza się więc stare twierdzenie ludowe, że dobra długa i mroźna zima, bo „wymrozi” wszystkie robale… 

Ja na upały polecam zmiksowane z odrobiną cukru truskawki, zamrożone najlepiej w foremkach do lodów. Świetnie orzeźwiają, nie tuczą i można je zrobić w każdej chwili 🙂 Smacznego.

Weekend i rower

Zapowiada się piękny, a nawet upalny weekend. Cudownie, więc pora przejrzeć mapę gdzie by tu wyjechać na chwilę, żeby miło spędzić czas. Wziąć ze sobą kocyk, książkę, olejek do opalania, strój kąpielowy, prowiant i niczego więcej do szczęścia nie trzeba. No może jeszcze listę słówek do nauczenia. Mam jakiś defekt pamięci. Nie mogę utrwalić sobie niektórych słówek, chociaż są często używane np. able to, pool cover, valley, nimble… Ech…

Jakiś czas temu ukradli mi rower. Ostatnio słyszałam, że odzyskane rowery, których nie można przypisać określonym właścicielom (bo nie mieli spisanego numeru ramy, albo numery zostały starte) stoją na policyjnych parkingach. Niewiele osób o tym wie, policja ich nie może sprzedać, więc jak już odstoją swoje i pordzewieją, idą po prostu do kasacji. Niestety nigdzie nie ma żadnej bazy odzyskanych rowerów. Dziwne, że w budżecie jest kasa na portale dla bezdomnych, a nie ma na bazy rowerów i rejestr rowerów odzyskanych… Tak czy inaczej podobno rowery odzyskane przez policję z danego okręgu są w określonym komisariacie w tym okręgu więc jeśli nawet rower został odzyskany, to stoi gdzieś nie wiadomo gdzie i równie trudne jest znalezienie go u złodzieja, co znalezienie go u policji…

A zmieniając temat na coś przyjemniejszego, jeszcze tylko 15 minut i do domu 🙂

Powódź?

Całą zimę było narzekanie na małe opady. Wczesną wiosną podobnie: na niski stan wód, bo nie miało się co topić i poziomu wody podnieść. Teraz ma być deszczowy tydzień i już panika o powódź. Nawet nie o podtopienia tylko o powódź. Premier mówi, że w ciężkich chwilach ludzie się jednoczą, wzajemnie sobie pomagają. Trochę mi to zabrzmiało tak: po co mamy budować zbiorniki retencyjne, podnosić wały, oczyszczać rzeki? Ludzie zwykle psy na sobie wieszają, a jak ich zaleje to są mili i pomocni, więc po co podejmować działania regulacyjne, wydawać pieniądze, skoro sytuacja ma swoje plusy. Poza tym można wypromować się chodząc po wałach, odwiedzając podtopionych i zalanych, robiąc zatroskaną minę i obiecując pomoc. Tak czy inaczej, dla mnie dziwne jest, żeby kilkudniowe opady spowodowały potop. Równie dziwnie jest dla mnie budowanie się lub kupowanie domów/mieszkań na terenach zalewowych, a później narzekanie na podtopienia. Kiedyś były zakazy budowania w takich miejscach. Później pozostawiono to decyzjom ludzi, a ludzie zamiast pójść po rozum do głowy, budują. Co więcej: nawet nie ubezpieczają swojego majątku, a na wypadek zalania (które wcześniej czy później z obiektywnych przyczyn na pewno nastąpi), wyciągają rękę do państwa. Co dziwne, państwo chętniej przyznaje pomoc takim obywatelom, niż np. opiekunom niepełnosprawnych ludzi…